Noumea Dream Cup - historia POL-23 z Nowej Kaledonii

“...Chyba czas to kończyć” powiedziałem do zielonej diody nad ekranem mojego Macbooka. “Dzięki za udział! Mam nadzieję, że odpowiedziałem na wszystkie pytania”. Kliknąłem przycisk “end livestream”, zamknąłem laptopa i westchnąłem. Siedzieliśmy w nowo zaaranżowanym showroomie EASY SURF Shop i właśnie skończyłem pierwszą w życiu sesję Q&A na żywo na facebooku. Po drugiej stronie pokoju siedział Mrówa - marketing manager EASY. “W końcu” - rzucił - “Myślałem że nigdy tego nie skończymy”. Mówił mi żebym się streszczał od 40 minut. Ale obiecałem, że odpowiem na każde pytanie i nie chciałem nikogo zawieść. Była dziewiąta wieczorem, a ja miałem niewiele czasu do wylotu z Warszawy. Cel: Nowa Kaledonia. Ostatnie zawody PWA w 2017 - Noumea Dream Cup. Mimo że byłem lepiej przygotowany niż zwykle, ostatni dzień pakowania był szalony. A teraz musiałem wsiąść w samochód, depnąć pomimo przyczepy na haku pełnej sprzętu i modlić się, żeby panie w check-in na lotnisku miały dobry humor. Jak zwykle, bagaż przekraczał wszelkie limity. I jak zwykle byłem przekonany że przepchnę to. I znów się udało. Wyobraźcie sobie 5 quiverów po ponad 30kg do przetaszczenia przez lotnisko. Sporo potu. W końcu ciężko siadłem na fotelu klasy ekonomicznej. Destination: Paradise.
Paradise Spot

Paradise Spot -Noumea[/caption] Nowa Kaledonia to jedno z najbardziej odległych miejsc do jakiego można polecieć z Europy. 18 000 km w prostej linii (prostej? ponoć ziemia jest okrągła;). Lot z przesiadkami rzadko trwa mniej niż 35 godzin. Ale trudy podróży są warte celu! Lądujesz w nocy, a tam wciąż 20-25 stopni - temperatura idealna. Nazajutrz, na plaży, słoneczko świeci, woda jest bajecznie turkusowa, żadnych pianek i 18-25 węzłów passatowego wiatru codzień. To jak slalomowa wersja Ho’okipy. Mokry sen freeridera.

Polska flaga w Nowej Kaledonii

Oprócz wody, jest coś jeszcze. Gdy pierwszy raz do niego dotarłem, byłem zdziwiony jak duże i rozwinięte jest miasto. Inaczej niż na Karaibach na przykład, nie widzi się biedy i ludzi na ulicach. Oczywiście wciąż są różnice między Francuzami a ludnością rdzenną, ale nie tak duże. Francuzi wydają się szanować lokalną kulturę. Oprócz burmistrza miasta, jest zawsze szef społeczności Kanaków. Na ceremonii rozpoczęcia każdy z nas oddaje hołd “wodzowi” w podzięce za przyjęcie nas i możliwość korzystania z pięknej wyspy. Tuż za miastem zaczyna się dzicz, piękne wulkaniczne krajobrazy i turkusowe wody. A Noumea to tylko jedna z wysp! Na Isle de Pins, którą odwiedziłem w 2014 roku wyobraźcie sobie małe piaszczyste plaże jak na Bahamach, ale porośnięte drzewami iglastymi! O co chodzi?? Z pewnością są w Nowej Kaledonii jeszcze piękniejsze miejsca.. Człowiek prawie zapomina, że przyjechał się ścigać. W pierwszy dzień śmiejemy się, że nie będziemy cisnąć, tylko pływać między wyspami, rafami i lagunami, bawić się z żółwiami i delfinami - totalny freeride mode. Pół godziny później jednak już testujemy finy i maszty. No cóż - robota. Dni mijają szybko i zanim się orientujemy, startują zawody. Ja jestem od razu w ćwierćfinałach dzięki uplasowaniu się w pierszej 16 rankingu PWA przed zawodami. Moim celem jest pływać dobrze, a pozycja w rankingu zrobi się sama. Jednak gdy patrzę na Andrea Rosati (18. w ranking) który popełnia falstart czy Tristan’a  Algerta (17. w rankingu) przegrywającego pierwszy ćwierćfinał, doceniam swój Top16. Ustawiam się do pierwszego startu. 3...2...1… BAA BAA - podwójny sygnał. Znaczy, ktoś zrobił falstart. Wciąż mam nadzieję, jednak wiem że zobaczę na tablicy sędziowskiej POL-23. Zły początek. Ale zostało duużo ścigania. Będzie dobrze. Kiedy zacznę zawody słabo, mam tendencję do nadrabiania na pełnej mocy. I tak też się stało. Dwukrotnie jestem w finale, dwukrotnie Top8. Nie sprawdzam dokładnych rankingów, ale wiem że po odrzutce będę bardzo wysoko. Niestety zaczynam znów popełniać drobne błędy. Jestem niekonsekwentny. To mnie prześladuje przez cały sezon. Dobre, pewne wyścigi zmieszane z takimi mocno poniżej normy i możliwości. Po czterech dniach zawodów i dwóch dniach do końca wygląda na to, że powinienem się załapać do Top16. Zwykle nie sprawdzam wyników, ale tym razem przełamuję się. Jestem dokładnie na 16 pozycji. Dlaczego to takie ważne? Najlepsza szesnastka otrzymuje darmowe zakwaterowanie przez cały kolejny sezon Touru PWA, co oznacza dużą oszczędność budżetu. Plus startujesz od razu w ćwierćfinałach. Bez eliminacji. Warto się starać.

Slalom full power

W międzyczasie, gdy wiatr jest zbyt niestabilny na Slalom, startuje Foil. Kocham Foiling. Uczucie jest zupełnie inne od dotychczasowych windsurfingowych doświadczeń. Ściganie na foilu jest nie tylko szybkie, ale też ekscytujące i niebezpieczne. A ja lubię ryzyko. Wtedy czuję, że żyję. Tutaj też zaczynam wyścig od falstartu (wiem, wiem…). Ale szybko nadrabiam. Jestem szósty i dwukrotnie drugi. Po 2 dniach plasuję się tuż za Gonzalo Costa Hoevel, który ściga się bezbłędnie. Jest szybki, ale jego przewaga pochodzi z perfekcyjnych startów, ruf i dobrych decyzji w trakcie wyścigu. Jestem zadowolony z drugiej pozycji. Nie obraziłbym się, gdyby już nie puścili Foila.
Maciek prowadzi peleton w Foilu

I nadszedł dzień piąty. Przedostatni dzień sezonu. Zaczęliśmy rano od hydroskrzydła. W pierwszym wyścigu miałem fatalny start i okrążałem nawietrzny znak gdzieś jako piętnasty. Odrabiałem straty jak szalony, zdołałem skończyć na 6. miejscu. Nico Goyard był drugi i wskoczył przede mnie w ogólnym rankingu. W drugim wyścigu byłem bardziej skupiony, po pierwszym okrążeniu szósty, po kolejnej halsówce wskoczyłem na czwarte, za Antione Albeau. Na ostatniej prostej z wiatrem dostałem szkwał i goniłem go. Najeżdżał na ostatnią boję a ja zdołałem wziąć go od wewnątrz. To był ryzykowny manewr wymagający perfekcyjnego, ciasnego zwrotu. Udało mi się zawrócić nie sklejając deski, jednak po przerzuceniu kamberów dotknąłem go. Przestraszyłem się i puściłem AA przodem. Chciałem go znów wyprzedzić, jednak nie jest to wolny gość. Niestety, gdy walczyliśmy o pozycję, Nicolas Goyard wyminął nas obu! Najgorzej, gdyż teraz brakowało mi 4 punktów do drugiego miejsca! Wiatr się wzmógł i przesiedliśmy się na Slalom. Było mocno na tyle, że pociągnąłem mojego Vapora 7,9 mocniej po maszcie, zmieniłem statecznik na krótszy (36cm), wydłużyłem linki trapezowe. Ustawiłem zestaw na full power. Zostawiłem 7,9 tylko dlatego, że były dziury wiatrowe na pierwszym znaku. Tuż przed startem mojego wyścigu wiatr jednak zdechł. Dotarłem do boi piąty i przez resztę wyścigu walczyłem z Julien’em Quentelem o czwartą pozycję. Ostatecznie skończyłem piąty - 18,5 punkta. Niedobrze - potrzebowałem lepszego wyniku. Ale mogło być gorzej, powiedziałem sobie. Wieczorem sprawdziłem wyniki. Nastąpiły roszady, a ja wciąż byłem na granicy Top16… W ostatni dzień miało znów być wietrznie, więc wszystko mogło się zdarzyć…
z lotu ptaka

Obudziłem się totalnie sztywny. 5 dni ścigania robią swoje, ale przede wszystkim byłem zestresowany. Mogłem stracić podium w Foilu i Top16 w Slalomie. Starałem się uspokoić i wmówić sobie, że życie się nie zawali jeśli się nie uda. Jednak bardzo tego chciałem. A kiedy bardzo czegoś chcę, stres wzbudza u mnie skupienie. Albo tak sobie tylko wmawiałem. No i udało się. Nie tylko nie było już wiatru na Slalom, ale w Foilu dałem radę. Pierwszy wyścig skończyłem trzeci i wskoczyłem znów na drugie miejsce w klasyfikacji. A tu nagle dyrektor regat ogłasza że puszczą Long Distance dookoła okolicznych wysepek. Zwykle nie cierpię wyścigów długodystansowych, ale na Foilu może będzie inaczej. Warunki były kiepskie, nierówne. No i pierwszy znak przekroczyłem daleko w tyle. Nadrabiałem, ale tylko do 11 miejsca. To wciąż mogła być odrzutka i zachowałbym wicemistrzostwo. Ale ogłaszają drugi Long Distance. Dobry start i oczy dookoła głowy - powiedziałem sobie. No i udało się popłynąć perfekcyjny start. Na pierwszej boi pierwszy, na drugiej również, na ostatniej krótkiej halsówce trafiłem na dziurę i straciłem dwie pozycje. Kończąc wyścig jako trzeci z łatwością i tak utrzymałem wicemistrzostwo w Overallu. Wiedziałem że moje Vapory i deski racingowe (oraz oczywiście ja) spisały się dobrze. Mały gest pięścią gdy przekraczałem linię mety i większy przy zejściu na plażę gdy usłyszałem że to koniec regat. “Do zobaczenia w przyszłym roku!”.
back_to_beach