Test JP-Australia Magic Air 150 - pompowana rewolucja!

JP Magic Air 2022

Podczas długiego weekendu mieliśmy okazję rodzinnie przetestować pompowaną deskę stworzoną z myślą tylko o windsurfingu. Sam trochę nie wierzyłem w ten koncept i to, że taka deska może pływać, ba a nawet dawać tyle przyjemności! Ale o tym w dalszej części. Wpierw garść informacji. Do naszej dyspozycji mieliśmy deskę JP-Australia Magic Air 150, a do tego żagiel NeilPryde Fusion HD w rozmiarze 6.5 m2. Od razu zaznaczę, że ja zazwyczaj pływam na zestawie freestyle: deska 93l i żagle w rozmiarach 4.0 – 4.8, więc testowy zestaw dość mocno odbiegał od mojego 😉 W zestawie z JP Magic Air mamy 4 footstrapy, fina RIDE 44cm wykonanego w technologii Glass, pompkę oraz zestaw naprawczy. Złożona decha (z zamontowanymi strapami) mieści się do plecaka takiego samego, jak pompowane SUPy, więc koniec z walką z pasami i bagażnikiem dachowym. Sam plecak jest dobrze wykonany z wysokiej klasy materiałów, a duże i mocne kółka ułatwiają przenoszenie. Całość, czyli deska, plecak, pompka i akcesoria ważą ok. 15kg.
 

    


Dane techniczne JP Magic Air 150:

  • Technologia SE 3DS (Superior Edition, 3D stinger)

  • Długość: 250 cm

  • Szerokość: 84 cm

  • Grubość: 5” (12,7 cm)

  • Wyporność: 200l

  • Waga: 10,4 kg

  • Fin: Ride 44 cm Glass, Power Box

JP Magic Air 150 przypomina wymiarami i kształtem nowoczesne deski freeride, dzięki czemu jego osiągi są całkiem podobne, a deska wydaje się wręcz krótka. Niemniej oznaczenie 150 w Magic Air nie oddaje jej prawdziwej wyporności, która wynosi 200 litrów, ale w odczuciu jest porównywalna do desek kompozytowych w rozmiarze 150l. Sam kształt deski bardzo przypomina model Magic Ride Family (obie deski mają bardzo podobne wymiary), jednak dzięki swojej większej wyporności deska jest łatwiejsza i wybacza więcej błędów, niż jej sztywne odpowiedniki.

  

Deska Magic Air wykonana jest w technologii SE 3DS, czyli trzywarstwowy, zgrzewany drop-stitch, który sprawia, że jest ona mega wytrzymała, a 3D STINGERY chronią burty, dodatkowo usztywniając całą konstrukcję. Pokład w Magic Air jest w 2/3 pokryty pianką EVA (mniej więcej od okolic palety), która chroni przy upadkach, a charakterystyczna faktura diamentu zmniejsza ryzyko poślizgnięcia się. Różne kolory pokładu działają poniekąd, jako wytyczne dla uczących się, gdzie powinni oni stawać i jak ustawiać stopy. Z myślą o różnym poziomie zaawansowania użytkowników producent przygotował dwie opcje ustawienia footstrapów. Jedna z myślą o początkujących umożliwiająca zamocowanie 3 strapów bliżej środka deski. Druga opcja dla zaawansowanych pozwala na 4 strapy, które są umiejscowione bliżej rufy i bardziej na zewnątrz deski, z tego ustawienia korzystaliśmy też podczas testów. Na samym środku deski znajdziemy rączkę, która zdecydowanie ułatwia jej noszenie w pojedynkę, a w połączeniu z niską wagą staje się to naprawdę proste.


 

Patrząc na dno deski, idąc od dziobu możemy zauważyć delikatną linie rockera, która stopniowo wypłaszcza się. Mniej więcej od połowy długości dna, burtę okala twarda krawędź wykonana z warstw tkaniny PCV oraz laminatu. Takie wykończenie skutkuje bardziej wydajnym odprowadzaniem wody, a co za tym idzie deska śmielej nabiera prędkości i łatwiej wchodzi w ślizg. Na rufie znajdzie zintegrowaną z pokładem deski, solidną skrzynkę statecznikową typu Power Box, więc bez problemu zamontujemy tu również antygrassa. Mieliśmy też okazję popływać z antygrassem i deska również dobrze pracowała, ale ze względu na ten rodzaj fina trzeba było bardziej uważać na spin out’y, z których wyjście przy tak szerokiej desce wymaga trochę więcej zaangażowania z naszej strony.

Warunki, w jakich testowaliśmy deskę to zachodni wiatr o mocy 13-24 wezłów, a akwenem była Zatoka Pucka. Testującymi była trójka windsurferów o wadze od 50 do 85 kg i każdy z nas bez problemu polatał (przy czym 6.5 NP Fusion szybko stał się za duży dla najlżejszej Magdy). Na lądzie, przez swoje gabaryty, a przede wszystkim grubość, deska może wydawać się dość toporna, ale już po pierwszych kilku halsach to przeświadczenie szybko znika, a w zamian pojawia się duży uśmiech na twarzy (przypominam pływam freestyle!). Deska dzięki swojej wyporności i kompaktowemu kształtowi jest super stabilna i spokojnie można się na niej uczyć od zera. Jedynym problemem będzie brak miecza, więc nowicjuszom może z początku być trochę ciężej utrzymać wysokość.



We wspomnianych warunkach deska łatwo i chętnie wchodziła w ślizg, a zapas wyporności i płaskie dno sprzyjały pasywnemu wchodzeniu w ślizg. Wszyscy testujący zauważyli, że: „gdy tylko poczujemy, iż deska przyspiesza wystarczy włożyć nogę w przedniego strapa i dobrać żagiel, a deska sama chętnie wchodziła w ślizg”. Deska przy swoich gabarytach, a przede wszystkim przy wspomnianej grubości i szerokości przyspiesza trochę ospale, niemniej nadal osiąga bardzo przyzwoitą prędkość końcową, udało nam się nawet przekroczyć 50 km/h! Jej grubość sprawia też wrażenie, że jesteśmy wysoko nad wodą i rzeczywiście w pełnym ślizgu deska mocno się wynurza, więc kontrola w przeżaglowaniu wymaga trochę doświadczenia i techniki. Nie mniej pompowany pokład i miękkie wykończenie pianką EVA sprawiają, że nawet mocne katapy ani nam, ani desce nie zaszkodzą. W samym ślizgu pomimo 200l wyporności prowadzi się ona łatwo i ostrzy nad wyraz dobrze. Pozycja na halsie jest przyjemna, footstrapy są w dobrych miejscach, także śmiało możemy się pokusić o dłuższe halsy. Osobiście byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak Magic Air radzi sobie na ostrych kursach, a i samej prędkości też nie brakowało. Trzeba jednak pamiętać o tym, aby prowadzić deskę w miarę płasko po wodzie, aby rzeczywiście móc wykorzystać tę sztywną krawędź od strony dna. Gdy zaczniemy zbyt mocno dociskać burtę, to deska momentalnie zwalnia i zaczyna chlapać. Ma to duże znaczenie przy rufie w ślizgu, gdzie deskę musimy poprowadzić płasko i rufę wyjeżdżać większym łukiem, by nie wyhamować zbytnio i utrzymać ślizg. Deska na pewno nie jest tak sztywna, jak deski kompozytowe i cały czas delikatnie pracuje, ale nawet większy zatokowy czop dalej od brzegu nie był jej straszny. Sam już po kilku halsach przestałem zwracać na to uwagę, a wręcz odczuwać mniejsze obciążenie dla kolan i kręgosłupa podczas sunięcia przez czop, i to samo stwierdził najstarszy testujący w wieku 60 lat.

Pomimo całego mojego sceptycyzmu na starcie muszę przyznać, że JP-Australia Magic Air to naprawdę bardzo dobra, pełnoprawna deska do windsurfingu. Ilość zalet jakie ma pompowana deska, szczególnie dla rekreacyjnego użytkownika zdecydowanie przewyższa jej brak sztywności deski kompozytowej (do czego serio szybko się przyzwyczajamy). Z pewnością nie jest to deska, którą wygramy wyścigi, ale kontrola, łatwość wchodzenia w ślizg, czy to, że mieści się w naprawdę rozsądnych rozmiarów plecaku(!) rekompensują mniejsze przyspieszenie i trochę trudniejszą rufę. Duża wyporność pozwala korzystać jej osobom na różnym poziomie, a z kolei dzięki temu, że deska jest pompowana dużo śmielej podchodzimy do manewrów. Wszyscy testujący wspominali to, że nawet przez moment nie obawiali się o ryzyko uszkodzenia zarówno siebie, jak i deski, co sprawiło, że jeszcze więcej frajdy sprawiły nam sesje na wodzie. Szczerze bardzo żałuję, że musiałem rozstać się z JP Magic Air’em, ponieważ jest to naprawdę fajna deska mogąca dać wiele frajdy całej rodzinie!
PS Po testach najstarszy z testujących zastanawia się nad zmianą swojej 145l deski freeride na
JP-Australia Magic Air, więc serio to spoko decha, która działa! :D