Test JP-Australia Super Ride LXT 113l 2022!

Po teście Freestyle Wave PRO 114l przyszła kolej na wspomnianego w poprzedniej publikacji JP-Australia Super Ride LXT 113l. Deska ta była dla mnie ogromną niewiadomą, ponieważ jest to jedyny model z freeride’owej trójcy JP, której nigdy nie miałem pod nogami. Super Ride jest „środkowym” modelem w palecie desek freeride JP-Australia, pomiędzy spokojniejszym i sprzyjającym nauce Magic Ridem, a bardziej usportowionym i nastawionym na osiągi Super Sportem. Deskę opływałem z żaglami NeilPryde w następujących warunkach:

  • Spot: Zatoka Pucka, Chałupy 6
  • Atlas PRO 5.4 – 16 – 26 wezłów
  • Fusion HD 6.5 – 14 – 20 wezłów
Już na brzegu widać różnice w kształcie pomiędzy Freestyle Wave’m, a Super Ride’m. Pierwsze, co rzuca się w oczy to kształt i grubość rufy, w Super Ride jest ona zdecydowanie szersza i grubsza. Dno Super Ride odziedziczył z linii desek Slalom, więc mamy tu bardzo wyraźne vee z delikatnym podwójnym concavem, nie mniej na rufie nie znajdziemy cut out’ów. Druga sprawa to linia rockera, która w Super Ride jest delikatniejsza i wypłaszcza się zaraz przed przednimi footstrapami w porównaniu do Freestyle Wave’a. Super Ride również jest szerszy, cały pokład ma odrobinę chudszy (poza oczywiście rufą), a jego krawędzie są zdecydowanie ostrzejsze na całej długości dna. Natomiast we Freestyle Wave ostro zakończone burty zaczynają się dopiero za pierwszym footstrapem. Ma to znaczący wpływ na prowadzenie deski zarówno na halsie, jak i w skręcie, ale o tym za chwilę. Super Ride wyposażony został w skrzynkę Foil-Tuttlebox, która umożliwia montaż foil’a i zwiększenie jeszcze bardziej zakresu wiatrowego, nie mniej deskę testowałem tylko na finie. Ten w zestawie z Super Ride LXT 113l to 38 cm statecznik z G10, który daje bardzo dużo mocy i trakcji, co sprawia, że z chęcią dociskałem krawędź 😉 Sama skrzynka statecznikowa od strony pokładu ma spore wycięcia na duże podkładki (są w zestawie) pod śruby, które sprawiają, że finy z innych firm czy foil siedzą w desce dużo pewniej.
 
Przez pierwsze kilka halsów miałem bardzo mieszane odczucia, z jednej strony Super Ride łatwiej wchodzi w ślizg, lepiej przyspiesza i jest szybszy niż Freestyle Wave, a te cechy są w dużej mierze spowodowane dłuższym kształtem i wyraźniejszym vee. Natomiast z drugiej strony, pierwszego dnia miałem naprawdę problemy z rufą w ślizgu, gdzie bardzo ciężko było mi utrzymać ślizg na wyjściu. Jak się później okazało problem nie leżał w desce tylko w mojej technice step gybe’a (rufa w ślizgu, gdy wpierw przestawiamy nogi, a następnie przerzucamy żagiel), która przez lata pływania na deskach typu freestyle lekko „zardzewiała”. Z perspektywy pisania tego tekstu bez sensu uparłem się, że skoro to deska freeride/freerace to muszę robić step gybe’a, bo to bardziej race’owe. Już przy pierwszej próbie power gybe’a (wpierw przerzucamy żagiel, a później przestawiamy nogi) deska bez problemu odjechała mi rufkę w ślizgu. Nie mniej po szybkiej analizie moich step gybe’ów znalazłem błędy, po wyeliminowaniu których już na następnej sesji wyjeżdżałem je w pełnym ślizgu. Nie mniej nie o mojej ułomności powinienem się tu rozpisywać, a o samej desce. Tym wywodem chciałem tylko zaznaczyć, że to nie zawsze wina sprzętu, że coś nam nie idzie 😉
Na halsie Super Ride, jak wcześniej wspomniałem szybko odpala, a jej dłuższy kształt w rozmiarach 113, 124 i 139 docenią mniej doświadczeni windsurferzy, bo deska nad wyraz przyjemnie pasywnie wchodzi w ślizg. Oczywiście jeżeli nasze umiejętności są bardziej zaawansowane nie mamy, co się zastanawiać i jak tylko poczujemy odrobinę mocy to noga w przedni footstrap, lekka pompa i lecimy! Pomimo jej łatwości wejścia w ślizg uważam, że Magic Ride na pewno będzie lepszy do nauki ślizgu i jego kontrolowanie. W samym ślizgu Super Ride pokazuje prawdziwy pazur, gdzie bardzo ochoczo przyspiesza, a jego prędkość przelotowa jak i top speed jest wyższy niż na Freestyle Wave’ie. Deska, dając nam poczucie pewności siebie i trakcji, wręcz prosi o przyciśniecie jej. I tutaj pojawia się coś, co pokazuje różnicę pomiędzy deską freeride/freerace, jaką jest Super Ride a deską freemove/bump&jump, jaką jest Freestyle Wave. Super Ride prowadzony płasko, mocno wynurza się nad wodę i lecąc na zatokowym chopie wręcz przelatuje po nim. Osobiście powiedziałbym, że Super Ride jakkolwiek to zabrzmi jest sztywniejszy niż Freestyle Wave. Oczywiście chodzi tu o budowę dna, (a mianowicie concave’y) a nie do końca o sztywność. Objawia się to tym, że łatwiej nam utrzymać wysoką prędkość, ale kosztem odrobiny komfortu, ponieważ uderzenie dnem w większą falkę, co dużo bardziej czuć na naszym ciele. Jest to coś o czym pisałem przy recenzji Freestyle Wave’a, która: „suuuper lekko przelatywała przez zatokowy chop dając dużo kontroli i nie podskakując, jak sportowe auto na kocich łbach”. Na Super Ride mamy odczucia bardziej zbliżone do slalomowej deski, której nieumiejętne prowadzenie może powodować sporo problemów w kontroli i wyżej wspomniane odczucie skakania. Na szczęście deska ta jest łatwiejsza niż slalomówka i przyciśnięcie jej na krawędzi jest bardzo łatwe. Gdy tylko przyciśniemy Super Ride’a na finie, to chop przestaje nam być straszny, a wysokie prędkości stoją przed nami otworem! Jeżeli chodzi o sam komfort na halsie to jest to coś o czym koniecznie muszę wspomnieć, ponieważ rzadko się zdarza, abym spędzał na pojedynczej sesji ponad 2 godziny. W przypadku Super Ride’a sesje po 3,5-4h nie były problemem! Wiele możliwości ustawień footstrapów, a także lekko zaoblony pokład sprawiają, że pozycja stóp jest bardzo wygodna i dłuższe halsy nie stanowią problemu.
 

Zwroty, jak już wspomniałem wcześniej, z początku trochę mnie zraziły, lecz niech Was to nie zrazi do tej deski, bo ona serio lubi skręcać. Ostro zakończone burty „wgryzają się” mocno w wodę dając dużo trakcji i pewności. Prowadzenie Super Ride’a w skręcie jest intuicyjne, z łatwością przyjmuje on pożądany przez nas promień skrętu, pozwalając przy mniejszej mocy poprowadzić skręt szerzej, a mając więcej mocy zrobić ciasną i agresywną rufę. Dodatkowa szersza i grubsza rufa w połączeniu z wyraźnie zaznaczonym vee ułatwia utrzymanie ślizgu oraz równowagi na desce. Nawet, gdy wytracimy sporo prędkości deska utrzymuje półślizg z którego już bardzo łatwo ponownie się rozpędzić. W porównaniu do Freestyle Wave’a musiałem trochę mocniej dociążyć deskę poprzez pędnik, aby skontrować uderzenia o chop, ale w zamian otrzymując wyższą prędkość wyjściową i większą ilość trakcji.
Podsumowując JP-Australia Super Ride to deska freeride o dość sporym zacięciu sportowym, dając użytkownikowi łatwo osiągalne wysokie prędkości! By wycisnąć z deski maksa nie ma tu potrzeby przeżaglowania się, jak to w przypadku Super Sporta, a znowu deska jest trochę trudniejsza do opanowania niż Magic Ride jeżeli mamy braki w technice. Z kolei w odniesieniu do Freestyle Wave brakowało mi w Super Ride trochę luzu. Nie zachęca ona tak do podskoków, za to dając dużo więcej pewności przy wysokich prędkościach, której brakuje trochę we Freestyle Wave. Nie mniej deska dała mi w opór dużo frajdy, pozwalając szlifować step gybe’a, którego na Freestyle Wave’ie nawet nie pomyślałem robić. Patrząc na to, że moją podstawową deską jest JP Freestyle 93l to zdecydowanie widziałbym Super Ride’a (co prawda 124l), jako większą deskę w moim quiverze. I muszę tu wręcz się zdradzić, bo ostatnimi czasy mając Super Ride’a i Freestyle Wave’a pod ręką to jednak wybierałem tego pierwszego🤭 Przejście do backsztagu przed rufą i to natychmiastowe przyspieszenie na wejściu w rufę i na wyjściu z niej dają niesamowitą frajdę i satysfakcję. Każdy zwrot z wiatrem odjechany w ślizgu motywował mnie do spróbowania kolejnej jeszcze szybszej i ciaśniejszej rufki! Klasycznie zachęcam Was do pytań, dyskusji i komentarzy! No i oczywiście do zobaczenia na wodzie! 😊